Za nami Środa Popielcowa, która otworzyła czas Wielkiego Postu. Przypomina on, że jesteśmy w drodze, że każdy dzień to kolejny odcinek podróży, która pewnego dnia dobiegnie końca. Dokąd prowadzi? W Ewangelii św. Mateusza Pan Jezus mówi: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą” (Mt 7,13).
Wielki Post jest dla mnie czasem zatrzymania się i sprawdzenia, czy na pewno idę we właściwym kierunku. Słysząc słowa: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” po raz kolejny uświadamiam sobie o kruchości życia. Wyraźne wzywają one do refleksji nad przemijaniem ale i nad nadzieją, którą niesie Chrystus, bo tylko On jest nieskończony, a my wszyscy mamy swoja „datę ważności”.
I przychodzi mi na myśl legendarna postać Łazarza, wskrzeszonego przez Pana Jezusa. Przypomina ona o tajemnicy życia i śmierci. Według podania Łazarz nie uśmiechał się przez trzydzieści lat po swoim wskrzeszeniu zaniepokojony widokiem nieodkupionych dusz, które widział podczas czterodniowego pobytu w piekle. Być może wówczas zrozumiał marność ludzkich trosk i złudzeń wobec wieczności. Jedyny wyjątek miał miejsce, gdy widząc kogoś kradnącego garnek uśmiechnął się i powiedział: „glina kradnie glinę”. Jakież to prawdziwe i w sumie zabawne spostrzeżenie.
Jesteśmy po karnawale, czasie zabawy, radości, obfitości. Teraz przychodzi okres skruchy serca, który wzywa do przemiany, przemiany myślenia? Zamyślenia? Bez doświadczenia braku nie da się docenić obfitości. W moim zrozumieniu post nie jest tylko rezygnacją z jedzenia czy przyjemności, to modlitwa, która ma otworzyć mnie na Boga, to wyrzeczenie w intencji, które przyniesie owoce, to jałmużna, która przemienia serce. I tylko wtedy ma sens.
Wielki Post pozwala doświadczyć niewystarczalności. Próbuję radzić sobie sam, ale widzę, że dopiero gdy pozwolę sobie na pustkę, może w nią wejść Duch Święty. A prawdziwy pokój rodzi się właśnie tam, w połączeniu ducha i ciała, w harmonii między tym, co widzialne, a tym, co niewidzialne. Połączenie ducha i ciała jest kluczowe, samo umartwienie nie wystarczy jeśli nie towarzyszy mu wewnętrzna przemiana. Potrzebuję modlitwy, aby mój post nie był tylko dietą, aby moje wyrzeczenia nie były tylko grą pozorów.
To również czas poszukiwania, a każde prawdziwe poszukiwanie prowadzi do znalezienia. Może nie chodzi o to, by stracić coś na chwilę, ale by odnaleźć coś, co zostanie ze mną na zawsze? By zatrzymać się i spojrzeć głębiej, by odnaleźć w sobie prawdę, która prowadzi ku Zmartwychwstaniu.
Sens postu sięga samego początku. Już w Księdze Rodzaju Pan Bóg dał jego pierwsze przykazanie: „Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść” (Rdz 2,16-17). Człowiek jednak nie posłuchał a skutki tego wyboru odczuwamy do dziś. W całym Piśmie Świętym post pojawia się jako sposób nawrócenia i oczyszczenia: Mojżesz pościł czterdzieści dni na górze Synaj (Wj 34,28), prorok Jonasz wzywał mieszkańców Niniwy do postu i pokuty (Jon 3,5-10) a Pan Jezus sam pościł przez czterdzieści dni na pustyni, zanim rozpoczął swoją misję (Mt 4,2).
Tradycja Środy Popielcowej także ma swoje korzenie w Biblii. W Starym Testamencie popiół był znakiem pokuty i uniżenia przed Bogiem: „Posypuję głowę popiołem i korzę się w prochu” mówił Hiob (Hi 42,6). Widzimy to także w Księdze Joela: „Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz i lament” (Jl 2,12). W Kościele od wieków posypywanie głowy popiołem jest symbolem nawrócenia i przypomnieniem o naszej kruchości.
W dawnych czasach Wielki Post obchodzono bardzo surowo. Ludzie pościli nie tylko duchowo ale i fizycznie rezygnując z mięsa, nabiału, a czasem nawet z tłuszczów. W domach panowała powaga, wstrzymywano się od zabaw i hucznych spotkań. Często sprzątano domy i podwórza, jakby oczyszczając nie tylko ciało, ale i przestrzeń wokół siebie. Niektórzy oddawali się modlitwie i jałmużnie wierząc, że poprzez umartwienie i dobroczynność zbliżają się do Boga.
Dziś post nie jest już tak surowy, ale duch pokuty i nawrócenia wciąż powinien nam towarzyszyć. Może zamiast tylko rezygnować z czegoś, powinniśmy świadomie dawać więcej? Więcej czasu, miłości, uwagi? Niewątpliwie ten czas jest szansą, by zmienić nie tylko nawyki ale i serce, by odnaleźć to, co prawdziwie trwałe. Może właśnie teraz jest moment, by zrobić krok ku bramie, która prowadzi do życia? Warto podjąć ten trud, bo na końcu tej drogi czeka nie pustka, ale Zmartwychwstanie. „Dzień za dniem płynie, minione nie wróci, ale i przyszłe nie przyjdzie.” Tak pisała Maria Dąbrowska. Czas mija nieuchronnie. Każdy dzień to nowa szansa, ale też ulotna chwila którą trzeba umieć docenić. Nie sposób go zatrzymać, nie sposób wrócić do chwil, które minęły. Każdy dzień to kolejny krok ku wieczności. Jaka ona będzie zależy tylko od nas, od naszego wyboru.